piątek, 19 kwietnia 2013

Jak ten czas leci

Lata lecą. Tak szybko.
Tak szybko jak nadmierne kilogramy wracają. Niestety.
Dzisiaj ważę 94 kg. Więcej niż kiedykolwiek.
Tak wiem.
Dietę w teorii mam w jednym paluszku. W praktyce też sobie nieźle radzę co udowodniłam w 2011 roku. Niestety stres zrobił swoje. Zapominałam o posiłkach, zapominałam o zakupach spożywczych, zapominałam, że przyjdzie moment, w którym trzeba będzie przygotować obiad dla rodziny. Później wielki obiad z tego co było w domu... później przekąski, za chwilę kolacja... zero ruchu... i mamy to co mamy.
Ale dość już o tym. Nie będę do tego wracać.

Od mniej więcej trzech tygodni próbuję poprawić swoją kondycję. Nie zakładam, że dzięki temu schudnę. Nie jest to mój główny cel. Mam bardzo złą kondycję. Najgorszą w życiu, kiedyś bardzo aktywnym. Otyłość + sporo lat + zero ruchu i mamy "kalekę z zaniedbania".

Tak więc... ćwiczenia z Ewą Chodakowską... rower... i bieganie.

Nauczona doświadczeniem powstrzymuję się przed rzuceniem się na głęboką wodę... przed zachłyśnięciem i poddaniem się w efekcie.

Ćwiczenia z Ewą... podchodzę do tego ze świadomością własnych ograniczeń. Próbuję ćwiczyć ile mogę. Bez przesady, bez łamania siebie... bo później płacę za to. Tak więc ćwiczyłam już kilka razy. Dwa ostatnie zrobiłam w całości. Ale to nie znaczy, że idealnie, że ani razu nie przerwałam... Przerwałam, ochłonęłam i jechałam dalej. Planuję tak robić co kilka dni.

Rower... na rower chodzę rekreacyjnie, gdy chcę odpocząć od biegania czy ćwiczeń z Ewą. Towarzyszy mi mąż... prawie zawsze. Rower traktuję jako metodę przemieszczania się na co dzień.

Bieganie... moje bieganie to jeszcze nie bieganie... ale lubię tak o tym mówić. Znalazłam w internecie plan treningowy dla początkujących. 6-cio tygodniowy. Celem jest bieganie przez 30 minut bez przerwy. Po raz pierwszy podeszłam do biegania profesjonalnie. Ostatnio jak próbowałam biegać... wyszłam z domu... przebiegłam 1,5 minuty... i wróciłam ze spuszczoną głową do domu... z poczuciem, że nie nadaję się do biegania, że nie nadaję się do niczego. Teraz wiem, że to był błąd. Bo po pierwsze ja jestem rewelacyjna ;) a biegać mogę się nauczyć. I zamierzam to zrobić.

Gdy jestem aktywna, gdy się bardzo zmęczę, gdy leżę i nie mogę się ruszyć - nie myślę o jedzeniu! Mam ochotę wyłącznie na lekkie jedzenie.

Liczę na poprawę kondycji.
A jeśli przy okazji schudnę... to martwić się nie będę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz